Eugeniusz Nowosielski (?-1971)
Pośmiertny artykuł o Eugeniuszu Nowosielskim zamieszczona w: Wiadomości (Londyn), 25.07.1971 r. Wraz z artykułem ukazał się przekład dwóch bajek: Wskrzesiciele lwa i Gołąb własnym ofiarnikiem oraz kilka słów z przedmowy (artykuł w postaci skanu)
Perły sanskrytu w szufladzie emigranta
W grudniu ub. r. zmarł nagle w Montrealu major Eugeniusz Nowosielski. Głęboko religijny, skromny i nie udzielający się, był na ogół mało znany miejscowej polonii.
Dopiero śmierć odsłoniła pełny obraz jego życia. Przede wszystkim dwu tego życia zasadniczych nurtów. Pierwszy, to służba Polsce z typowym przebiegiem dla ludzi jego pokolenia. Legionista-ochotnik z Podlasia w r. 1914, ranny pod Łowczówkiem, później oficer zawodowy polskiej armii, emigrant po ostatniej wojnie robotnik fizyczny na uchodźctwie w Anglii, osiadł od półtora roku w Kanadzie.
Drugi nurt, to nieustanna żarliwość ducha w poszukiwaniu głębszych wartości poza kręgiem powszedniego bytu: poezja, świat Wschodu, wiedza i kultura Indii. Na tym podłożu nagły wybuch sił twórczych po przeszło sześćdziesięciu latach życia. Wiersze okolicznościowe, anegdoty, wspomnienia, krotochwile, bajki. Dużo bajek, dla dzieci i dla starszych, swoich i obcych.
Z kolei – olśnienie mądrością i swoistym urokiem hinduskich legend i przypowieści. Sięgnął do tłumaczeń, a czując ich niedoskonałość, rzucił się z młodzieńczym zapałem do studium sanskrytu. Opanowawszy sanskryt ze zdumiewającą szybkością i gruntownością, rozkoszował się czerpaniem wprost u źródła. Szuflady i półki emigranckiego pokoju zapełniły się zwojami polskich przekładów eposów i bajek hinduskich. Tłumaczył i parafrazował poezję Somadevy, bajki i przysłowia według Hitopadesy i liczne mity i legendy, dbając zawsze o formę literacką i zachowanie oryginalnego piękna.
Prof. Stefan Stasiak, wybitny polski orientalista i autorytet w sprawach sanskrytu (zmarły w Londynie w r. 1962) uważał przekłady Nowosielskiego za znakomite, podkreślając ich – jak mówił do p. Jadwigi Makowieckiej, poetki i tłumaczki utworów sanskryckich – „żywy, płynny, lekki styl, swobodę i łatwość w doborze wyrazów, co sprawia wrażenie raczej własnego utworu, niż tłumaczenia, i autentyczną polskość poszczególnych odpowiedników i budowy zdań”.
Opus magnum stawić miał pełne tłumaczenie z oryginału Pańczatantry, sławnego zbioru pięciu traktatów fabularno-dydaktycznych, mających służyć w przygotowaniu synów królewskich do sztuki rządzenia. Zachęcony przez rodzinę i przyjaciół, autor przygotował do druku ten przekład (520 stron maszynopisu) i miał go przedstawić wraz z swym komentarzem i parafrazami, na kongresie naukowców polsko-amerykańskich w Nowym Jorku w kwietniu b.r. Miało to być zarazem spełnienie wieloletniego marzenia. Niestety chwili tej już nie doczekał.
Pozostawił rodzinę o wzorowych tradycjach polskich, żonę (będącą również oficerem WP), miłośniczkę historii, oddaną pamięci i dziełu męża, dwóch synów, profesorów-biologów i dziewięcioro wnuków.
Tadeusz Brzeziński